Kuchnia jest nieodzownym elementem każdej kultury, a w niektórych odgrywa rolę centralną. Tak jest w wypadku kuchni włoskiej, która zdobyła sobie rzesze zagorzałych zwolenników na całym świecie. Choć kuchnia brytyjska jest zdecydowanie mniej znana, dla wielu z nas jedno z podstawowych skojarzeń z Wielką Brytanią jest również kulinarne. Nie ma przecież nic bardziej angielskiego od herbaty!
Angielska herbata to temat rzeka, przedmiot licznych dyskusji i kontrowersji. Dlatego dziś ograniczymy się do rozmowy o high tea oraz low tea, a jedynym sporem, którym się zajmiemy – jak na tłumaczy przystało – będzie spór językowy. Ponieważ rozmowy o herbacie sprawiają, że wszyscy robią się nagle głodni, na koniec dorzucę jeszcze przepis. Zaczynamy!
High tea czy low tea?
High tea i low tea to dwa różne posiłki, ale przez długi czas były one przeze mnie mylone. Ta pierwsza kojarzyła mi się z wyższymi sferami i wytwornym podwieczorkiem. Nic bardziej mylnego. Nazwy tych posiłków nie pochodzą od klasy społecznej, a od wysokości stołu ?
High tea
High tea jest posiłkiem robotniczym, serwowanym tradycyjnie przy wysokim barowym stole, i obejmuje sycące, proste, typowe dla kuchni angielskiej dania, takie jak pieczona fasola, ziemniaki, jednogarnkowe zapiekanki czy też klasyczne mięsa w cieście na różne sposoby. Skąd taka obfitość? Tradycyjnie high tea podawano pracownikom kończącym dzień ciężkiej pracy, na zakończenie zmiany. A dzień pracy kończył się właśnie o piątej, więc to high tea jest tym słynnym „5 o’clockiem”. W rzeczywistości jednak jest to raczej odpowiednik naszego polskiego obiadu.
Low tea
Arystokracja z kolei obiady jadała znacznie później – o ósmej lub dziewiątej wieczorem. Luksus ten zawdzięczano między innymi wynalazkowi lamp naftowych, co pozwoliło na wydłużenie życia towarzyskiego do późnych godzin wieczornych i nocnych. Klasa robotnicza niespecjalnie mogła pozwolić sobie na przesiadywanie po nocach, nie wspominając już o tym, że nie bardzo mogła sobie pozwolić na naftę… Tymczasem angielskie damy głodniały podczas coraz bardziej wydłużającej się przerwy pomiędzy lunchem a obiadem. I tu właśnie wkracza na scenę low tea, zwana tak od niższego stołu, na którym ją serwowano – w bawialni czy salonie zamiast stołu w jadalni. Low tea jest często zwana również po prostu afternoon tea.
Full tea
Pełna low tea to solidny posiłek oparty na pieczywie, składający się z trzech „dań” serwowanych zazwyczaj na trzypiętrowej paterze. Na samym dole znajdziemy przekąski słone, zwykle tradycyjne angielskie sandwiche, na samej górze słodkie ciastka i ciasta, a w centrum – królową angielskiego podwieczorku, bułeczkę scone, obowiązkowo w towarzystwie marmolady oraz clotted cream – kożucha z bardzo tłustej, długo podgrzewanej, a następnie chłodzonej śmietanki (może nie brzmi to apetycznie, ale smakuje niebiańsko). Nasza etażerka będzie składać się z trzech „pięter” i należy się z nią zmierzyć „od dołu do góry”, od słonych kanapek po ciasto.
Cream tea
Jeśli nie doskwiera nam wielki głód, a perspektywa kolacji nie jest aż tak odległa, warto spróbować okrojonej wersję low tea, gdzie do herbaty podaje się po prostu bułeczki scones z dżemem i clotted cream. Ukochane przez Anglików bułeczki są jednak przedmiotem ciągłej swady: od pokoleń trwa bowiem dyskusja, jak nazwę bułeczek należy wymawiać: czy zgodnie z pisownią tak, by rymowały się z cone, czy też jak gone? Ja również mam na ten temat własne zdanie i przychylam się do tej drugiej opcji. Źródła donoszą, że sama Królowa jest po mojej stronie ale – jako językoznawca – muszę przyznać, że ta rozbieżność wymowy to po prostu pokłosie różnic regionalnych ?
Tak czy inaczej, bułeczek scone warto spróbować. Tym bardziej, że są one jednym z najszybszych wypieków – od pomysłu do podania na stół mija raptem 20 minut, w sam raz na przygotowanie herbaty. Przepis znajdziecie poniżej. Smacznego!
Jak zrobić scones?
Składniki:
- 250 g mąki
- 100 ml mleka
- 50 g drobnego cukru
- 50 g zimnego masła
- 1 jajko
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- sól
- dla chętnych: rodzynki
Wykonanie:
Przesianą mąkę połączyć z proszkiem, solą, cukrem i wsiekać w nią nożem pokrojone w kosteczkę masło, proszek do pieczenia, sól i cukier. Jajko roztrzepać z mlekiem i odlać ok. jedną trzecią. Pozostałą cześć wlać do reszty składników i zagnieść ciasto dodając rodzynki, jeśli je uwzględniamy (być może ciasto trzeba będzie podsypać dodatkową mąką). Wyrobione ciasto należy rozwałkować na ok. 2 cm i szklanką wycinać kółka. Ułożyć na blaszce i posmarować resztą jajeczno-mlecznej mieszanki. Piec w piekarniku rozgrzanym do 220 stopni C przez ok. 10-12 minut na złoty kolor.
Bułeczki scones serwujemy z dżemem i clotted cream. Nawet przed pandemią zdobycie clotted cream w Polsce było dość skomplikowane i zwykle wymagało złożenia indywidualnego zamówienia w specjalistycznym sklepie. Przy odrobinie cierpliwości clotted cream można jednak zrobić w domu samodzielnie ze śmietanki 36% lub 42%. Gdy brak nam czasu nie eksperymentujmy jednak z bitą śmietaną – clotted cream nie ma z nią nic wspólnego. Już lepiej sprawdzi się słodki, kremowy serek, ewentualnie włoski mascarpone. Smacznego!